Pamiątka tragedii

autor: Maciej Dorosiński

Najpierw przy wejściu do zakładu postawiono krzyż, potem wybudowano pomnik
Przez lata przypominał o górnikach, którzy stracili życie we wrześniu 2009 r. w kopalni Śląsk w Rudzie Śląskiej. W najbliższą niedzielę, 18 września – jak co roku – zapłoną pod nim znicze i zostaną złożone kwiaty. Prawdopodobnie będzie miało to miejsce po raz ostatni, bo pomnik upamiętniający 20 górników zostanie przeniesiony.
Na początku symbolem pamięci o zmarłych górnikach był krzyż znajdujący się w pobliżu wejścia do kopalni. W 2011 r., w drugą rocznicę katastrofy odsłonięto jednak monument. Ma on wymiar przestrzenny i składa się z dwóch ponadtrzymetrowych granitowych bloków, których zarysy tworzą postać górnika. Autorkami pomnika są Aleksandra Naparło-Czyż i Sylwia Kasperczak, natomiast jego projekt architektoniczny wykonał Stanisław Burmistrz. Całość przygotowała i koordynowała katowicka agencja Arch.
Z racji tego, że kopalnia Śląsk formalnie została zlikwidowana i znajduje się obecnie w Kopalniach Węgla Kamiennego w Całkowitej Likwidacji, dla pomnika będzie trzeba znaleźć nowe miejsce.
– Mamy porozumienie z miastem, że zostanie przeniesiony na cmentarz komunalny. Sprawa jest w toku. Trwa postępowanie urzędowe i załatwianie zgód na przeniesienie. Można założyć, że to ostatni rok, kiedy pomnik znajduje się na terenie dawnej kopalni – powiedział Górniczej Wojciech Jaros, rzecznik prasowy Spółki Restrukturyzacji Kopalń, do której należą pokopalniane obiekty i tereny.
Uroczystości rocznicowe, zaplanowane na najbliższą niedzielę, 18 kwietnia, rozpoczną się od nabożeństwa, które odbędzie się w dawnej cechowni kopalni Śląsk. Po nich uczestnicy udadzą się pod pomnik, gdzie zapalą znicze i złożą kwiaty.
Przypomnijmy, że do tragedii w rudzkim zakładzie doszło na porannej zmianie o godz. 10.10 w czasie urabiania ściany kombajnem. W rejonie zagrożenia znajdowało się 222 pracowników. 12 górników zginęło na miejscu. Rannych przetransportowano do Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich, innych do szpitali na Śląsku oraz Szpitala w Łęcznej. W ciągu dwóch dni od katastrofy zmarło kolejnych ośmiu rannych górników. Pierwotnie uważano, że w ruchu Śląsk doszło do zapalenia metanu. Później ustalono, że doszło także do wybuchu. Z opinii biegłych wynikało, że zapalenie i wybuch metanu miały charakter naturalny. Gaz zgromadził się w przestrzeni po eksploatacji węgla i w wyniku ruchu górotworu uwolnił się do wyrobiska; tam doszło do jego samozapłonu i wybuchu. Wszystko trwało najwyżej półtorej sekundy.
Prowadzone po katastrofie postępowanie nadzoru górniczego wykazało m.in. błędy i naruszanie przepisów w kopalni. Śledczy prowadzący w tej sprawie odrębne postępowanie potwierdzili dużą część nieprawidłowości, za które odpowiedzialność przypisywano kilkudziesięciu osobom, nie znaleziono jednak dowodów, że to z ich winy doszło do tragedii. Ostatecznie śledztwo w sprawie katastrofy umorzono.