Polemika z Kazimierzem Kutzem

Polemika z Kazimierzem Kutzem

Poseł idzie na wojnę totalną

 

Poseł Kazimierz Kutz wymyślił sobie nowego wroga – polskie górnictwo. Jest to o tyle zaskakujące, że górnicy są bohaterami wielu jego najlepszych filmów i można zaryzykować stwierdzenie, iż to dzięki górnictwu zrobił on karierę reżyserską, a górniczemu elektoratowi zawdzięcza miejsce w parlamencie. Z wrogiem tym rozpoczął wojnę totalną, używając metod, których nie powstydziliby się najlepsi spece z zamierzchłych, dobrze mu znanych wzorów ogłupiającej propagandy: kłamstwa, insynuacji, dzielenia ludzi na lepszych i gorszych według kryterium pochodzenia. Przy tym, wyruszając na wojnę, pan Kutz sprawia wrażenie, że właściwie nie wie o co walczy. W tekście „Kotek na gorącym chlewiku” ( Gazeta Wyborcza z 7 maja br.) daje dowód, że słabo orientuje się w tematyce, którą wybrał sobie za pole walki. Z artykułu ociekającego nienawiścią do adwersarzy reżysera można się domyślać, że chodzi mu o prawo geologiczne i górnicze, nad którym od dłuższego czasu pracują posłowie w nadzwyczajnej podkomisji pod przewodnictwem Jana Rzymełki. Pan Kutz jednak ani raz nie używa nazwy tej ustawy, a twierdząc, że liczy ona 1200 stron daje dowód na to, że jej nawet nie przeczytał (tekst ustawy liczy 116 stron). Z mętnych wywodów wynika, że panu posłowi prawdopodobnie nie podoba się, że jego koledzy z podkomisji odrzucili poprawki posłanki Danuty Pietraszewskiej, których głównym celem jest próba napędzenia niektórym gminom dodatkowych, wielkich pieniędzy.

Nie wszyscy wiedzą o co tak naprawdę chodzi. Otóż część gmin górniczych, wykorzystując nieprecyzyjne przepisy podatkowe, domaga się objęcia podatkiem od nieruchomości majątku zlokalizowanego w podziemiach kopalń, żądając jednocześnie jego zapłaty za 5 lat wstecz. W nowej ustawie znajdują się zapisy, które doprecyzowują pewne definicje, tak aby nie można już było dalej naginać prawa. W ten sposób chronią one polskie górnictwo przed poważnymi konsekwencjami ( skala roszczeń przekracza 1 mld złotych). Przyjęcie wspomnianych poprawek, czego domaga się poseł Kutz, niewątpliwie doprowadziłoby do upadku górnictwa węgla kamiennego, a przy okazji tysięcy firm pracujących na rzecz tej branży.

Pisze pan Kutz, że cała ta sprawa „ma poważny kontekst polityczny” i „będzie szła na konto Platformy Obywatelskiej”, co według niego spowoduje wyzbycie się znacznej części elektoratu przed zbliżającymi się wyborami prezydenckimi, samorządowymi i parlamentarnymi. Wydaje się, że aspekty polityczne tego problemu znajdują się w całkiem innym miejscu. Otóż dziwnym jest, że posłanka rządzącej Platformy Obywatelskiej Danuta Pietraszewska występuje przeciwko projektowi swojego własnego rządu, zaś poseł Kutz nie zauważa, że mieszkańcy gmin górniczych w przeważającej mierze żyją z górnictwa i na pewno nie będą wdzięczni partii, która doprowadzi do likwidacji ich miejsc pracy.

Kazimierz Kutz bierze w całym tym sporze stronę lokalnych samorządów. Jego prawo. Dlaczego jednak posługuje się przy tym niegodnymi metodami? Dlaczego pisze, że najlepiej rozpoznawalnego polityka PO w regionie - Jana Rzymełkę, którego ogromne zasługi dla Śląska wszyscy doskonale znają - „wybrali na posła dyrektorzy przemysłu węglowego, a nie mieszkańcy jego okręgu”? Co ma do rzeczy, że jego kolega z poselskiej ławy rzekomo „śpi w najlepsze” w pociągu, czy też jest za wprowadzeniem w PKP stref ciszy? Dlaczego wytyka premierowi Waldemarowi Pawlakowi jego chłopskie pochodzenie i skąd wie, że „historię robotniczego wyzysku na Górnym Śląsku zna on zapewne ze słyszenia”? Przy tym poseł Kutz nie wie, że nowa ustawa nie jest pod kuratelą ministra gospodarki, tylko ministra środowiska(!).

Kazimierz Kutz okłamuje czytelników pisząc: „Gdyby utrzymał się stan prawny ustawy, uchwalony przez podkomisję, koszty szkód górniczych spadłyby na gminy i prywatnych właścicieli domów”. W nowej ustawie (podobnie jak w obecnie obowiązującej) zapisano bowiem, że „odpowiedzialność za szkodę ponosi przedsiębiorca prowadzący ruch zakładu górniczego, w skutek którego wystąpiła szkoda”.

Najgorsze jest jednak to, że poseł Kutz chce wprowadzić nową wersję apartheidu. Pisze bowiem: „Eksploatowanie węgla na Górnym Śląsku zawsze cechowało się okrucieństwem wobec ludzi i ziemi. Bonzom od wydobywania węgla zdaje się, że tak być musi, bo zawsze tak było. I podobnie jak ich poprzednicy, nie rodzili się na śląskiej ziemi, dlatego mają dla niej – i jej mieszkańców – stosunek byle jaki; trzeba wyszarpnąć z chodników co się da, dorobić się szybko i urządzić tam, skąd się przyszło. Na tym właśnie polega mentalność kolonizatorska i tego ludzie tutejsi się boją, dlatego jako obywatele wolnego kraju postanowili być nieposłusznymi”. Czy pan poseł dysponuje wynikami jakichś badań dotyczących pochodzenia kadry górniczej? Wątpliwe... W takim razie na jakiej podstawie napuszcza Ślązaków na ludzi, którzy osiedlili się tu i poświęcili dla dobra Śląska całe swoje zawodowe życie?

Ciekawe co na takie dictum powiedziałby zmarły nie tak dawno wielki człowiek polskiego górnictwa, były wicepremier i minister Jan Mitręga, Ślązak z dziada pradziada? Pewne jest, że „spieroniłby Kutza jak małego bajtla”.

Wracając zaś do aspektu politycznego – jest chyba poza sporem, że felietony pisane na takim poziomie mogą wyłącznie zaszkodzić wizerunkowi każdej partii, z którą ich autor jest kojarzony.

 

Piotr Dziewit

rzecznik prasowy

Górniczej Izby Przemysłowo- Handlowej