Jerzy Dudała
Trzeba pamiętać o tym, ile osób w tym rządzie odpowiadało za górnictwo i się
go uczyło. Utworzono Ministerstwo Energii, potem rozwiązano Ministerstwo Energii. I tak od ściany do ściany. Tam jest totalny chaos - uważa Janusz Piechociński, prezes Izby Przemysłowo-Handlowej Polska-Azja. Były wicepremier i minister gospodarki recenzuje polską politykę energetyczno-surowcową ostatnich lat.
Janusz Piechociński zwraca uwagę, że na dynamikę wzrostu cen energii mają wpływ nie tylko czynniki zewnętrzne. To także konsekwencja utrzymywania w ostatnich latach nierentownych kopalń.
Piechociński wskazuje na niekonsekwencje polityki energetycznej. - W górnictwie nie podjęto działań proefektywnościowych. Wyhamowała też skala inwestycji i modernizacji w energetyce - diagnozuje były wicepremier.
- Kiedy pojawiały lepsze wyniki, konsumowano je w górnictwie na wzrost płac. A obecnie węgla brakuje na rynku - podkreśla Janusz Piechociński.
Co pan sądzi o sytuacji naszego górnictwa?
- Problem polega na tym, że brakowało w ostatnich latach podniesienia efektywności w górnictwie. Teraz brakuje polskiego węgla. Zachodzi pytanie, ile zdołamy wyprodukować węgla w 2021 roku. Pewnie pięćdziesiąt kilka milionów ton. Węgiel ma teraz swoje pięć minut. I co? I tego węgla nie ma. I nie ma jak skorzystać na obecnej koniunkturze.
Wystarczy spojrzeć na Niemcy, gdzie były ostatnio tygodnie, kiedy to właśnie z węgla produkowano najwięcej energii. Ostatnio tak korzystna sytuacja na rynku węgla była w latach 2010-2011. Jednak w 2012 roku związkowcy nie dali się przekonać, że trzeba inwestować w przyszłościowe kopalnie oraz mocno pilnować kosztów. Niestety, nie zwiększano efektywności. Jedynie Bogdanka to robi, natomiast w śląskim górnictwie tego nie było.
Energetyka też trzeszczy w szwach...
Jeżeli chodzi o energetykę, to czas wyłożyć karty na stół i pokazać, ile w ostatnich latach poczyniono inwestycji. Pozostaje również pytanie: po co kupowaliśmy zasoby węglowe od EdF-u. Żeby teraz poszły do NABE?! Widać w różnych obszarach w ostatnich latach wiele niekonsekwencji.
A niektórzy wręcz wskazywali na oderwanie się od rzeczywistości, skoro wiele spółek Skarbu Państwa ma się brać za wodór czy też za energetykę wiatrową na morzu.
Częste ostatnio komentarze na temat cen uprawnień do emisji dwutlenku węgla pomijają fakt, że Polska sprzedawała je po 60 euro. W tamtym roku pewnie było z tego tytułu około 14 mld zł. Na co poszły te środki?
Dalszy rozwój fotowoltaiki? Sieć elektroenergetyczna nie jest do tego dostosowana. Czy nikt tego nie analizował i nie przewidział?
Wierzy pan w to, że zbudowane u nas zostaną elektrownie atomowe?
- Jak patrzę na to, co się wyprawia z koncepcjami w zakresie Centralnego Portu Komunikacyjnego, to… Nagle mogliśmy się dowiedzieć, że zmienia się idea CPK i że to będzie bardziej port cargo, a nie pasażerski. Wskazano, że wzrost lotniczego cargo jest tak znaczny, że model biznesowy lotniska będzie zupełnie inny. Nie dziwią wobec tego opinie, że paru amatorów uczy się na żywym organizmie zarządzania, kierując się przy tym przesłankami politycznymi oraz... arogancją.
Podobne zamieszanie jest z atomem. Mówi się o małych reaktorach. Prowadzi się też rozmowy z USA, a teraz z Francją. A także z Koreą Płd. Jednak z polskiej perspektywy wystarczy zadać sobie pytanie, jakiego postępu dokonaliśmy w najważniejszej kwestii, czyli lokalizacji. Od 2015 roku stoimy w miejscu i tylko gadamy.
Ostatnio niektórzy mówią, że można by elektrownię atomową zbudować w Bełchatowie. Pytanie, jak będzie ona chłodzona. Czy zatem przed laty lokalizacja w Żarnowcu była tak "dla żartu"? W wielu obszarach trzeba lepiej pracować i być bardziej starannym.
A jeżeli chodzi o dynamikę wzrostu cen energii. Nie tylko czynniki zewnętrzne mają na nią wpływ. Pracowaliśmy na to w ostatnich latach, utrzymując nierentowne kopalnie. Nic z tym nie robiono. Jak się pojawiały lepsze wyniki, to konsumowano je w górnictwie na wzrost płac. A obecnie węgla brakuje na rynku. Mamy w górnictwie około 80 tysięcy zatrudnionych, a produkujemy coraz mniej węgla. Zbudowano system, w którym budżet wziął na swoje barki całe przekształcenia w górnictwie. A trzeba przy tym pamiętać, że drastycznie pogorszyła się wydolność grup energetycznych.
Trzeba też pamiętać o tym, ile osób odpowiadało za górnictwo i się go uczyło w tym rządzie. I tak od ściany do ściany: utworzono Ministerstwo Energii, potem rozwiązano Ministerstwo Energii. Artur Soboń był wiceministrem aktywów państwowych oraz pełnomocnikiem rządu do spraw transformacji spółek energetycznych i górnictwa węglowego i rozmawiał z Komisją Europejską na temat notyfikacji umowy społecznej dla górnictwa. I niedawno przeszedł do Ministerstwa Rozwoju i Technologii. Tam jest totalny chaos. Dotyczy to również przedstawicieli zarządów spółek górniczych czy energetycznych. Często ci ludzie nie mieli możliwości poznać kogoś lepiej poza swoją sekretarką.
Niestety, w górnictwie nie podjęto działań proefektywnościowych, żeby przekierować środki na zasoby węgla o dobrej jakości. Wyhamowała też skala inwestycji i modernizacji w energetyce.
Czy pańskim zdaniem należy reanimować Ministerstwo Energii?
- Byłem zwolennikiem powstania Ministerstwa Energii, bo sprawy górnictwa i energetyki jawiły się jako te priorytetowe. Ale później były takie ruchy: od ściany do ściany - powołano resort energii, a potem go zlikwidowano. Pytanie, gdzie są wszyscy ci bohaterowie, którzy przed laty wyprowadzali górników na ulice. Teraz siedzą cichutko, co najwyżej protestują za granicą w sprawie Turowa. A pomysł na utworzenie Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Energetycznego może był dobry na etapie negocjacji, żeby już później móc zrzucić odpowiedzialność na UE.
Nadal pozostaje też kwestia local content dla sektora energetyki wiatrowej, czyli udziału polskich przedsiębiorców w łańcuchu dostaw dla tego sektora. Na razie chyba nie jest z tym najlepiej. Poza tym z jednej strony słychać ciągle o elektromobilności i wyzwaniach z nią związanych, a z drugiej już niebawem do Polski wjedzie kilka milionów przestarzałych diesli z Zachodu.
Jak ocenia pan górnicze związki zawodowe?
- Związkowi liderzy mają zęby starte na problemach górnictwa. Zawsze byli zaangażowani w politykę. Zaczęli także mieć wpływ na politykę kadrową w górnictwie. Górnicze związki są współodpowiedzialne za obecny stan sektora węglowego. Jak tu mówić o efektywności, skoro wydobywamy o wiele mniej węgla niż pięć, sześć lat temu.
Solidarność jako związek miała wpływy, a z kolei inne związki mogły w ostrzejszym tonie oceniać obecną władzę. Problemem jest jednak to, że sytuacja w górnictwie wymknęła się spod kontroli. Jest w nim o wiele gorzej niż pięć lat temu. I w czasie obecnej koniunktury na rynku węgla zarobią na nim inni.
Za kilka lat będzie nam brakować prądu?
- Niebawem będzie gigantyczny problem z ciepłownictwem, a także z cenami ciepła. Na prowincji skończy się to chyba tym, że ludzie będą się odcinać od gazu i będą palić w kozach.
Koszty ogrzewania, energii, żywności czy lekarstw są jednym z najważniejszych elementów budżetu bardziej ubogich gospodarstw domowych. A one rosną ze trzy razy więcej, niż mówią o tym oficjalne dane na temat inflacji.