autor: KAJ
Spada efektywność polskiego górnictwa. W ub.r. krajowe wydobycie węgla kamiennego
było najmniejsze w historii branży i wyniosło niespełna 54,4 mln t, aż o 7,32 mln t mniej niż rok wcześniej.
Nawet jeśli restrukturyzacja polskiego sektora energetycznego będzie przebiegać szybciej niż zakładają rządowe plany, to polskie górnictwo zdoła zaspokoić jedynie niewielką część krajowego zapotrzebowania na węgiel.
Czy rodzime górnictwo zatrudnia zbyt małą liczbę pracowników? Już w 2015 r. eksperci z Warszawskiego Instytutu Studiów Ekonomicznych zapowiadali, że w 2020 r. zrestrukturyzowane krajowe kopalnie będą wydobywały o wiele mniej węgla, a zatrudnienie znacząco spadnie. Te prognozy przyjmowano z rezerwą. Okazało się jednak, że eksperci wcale się nie mylili. Dziś kopalnie biją na alarm, że jeśli zatrudnienie spadać będzie nadal w takim tempie, trzeba będzie wcześniej pożegnać się z węglem, ponieważ zabraknie rąk do pracy. Spółki górnicze walczą o pozyskanie pracowników, bo tak niskiego bezrobocia nie notowano od 1990 r. Lecz zdaniem dr. inż. Jacka Korskiego problem nie tkwi jedynie w zatrudnieniu, ale przede wszystkim w innowacyjności i produktywności polskiego górnictwa.
Kluczowym problemem polskiego górnictwa węgla kamiennego jest bardzo niska produktywność wydobycia i związane z nią wysokie jednostkowe koszty pracy. Problemy ekonomiczne branży i fatalna atmosfera wokół niej spowodowały mocne zapóźnienie w dziedzinie innowacyjności. A bez innowacji nie przetrwamy i to nie tylko ze względu na kwestie ekonomiczne, ale przede wszystkim na bezpieczeństwo. Kiedyś polskie górnictwo węglowe pod względem innowacyjności było w światowej czołówce i najprawdopodobniej uwierzyliśmy, że nie musimy nic więcej robić w tym kierunku. Jako branża pod tym względem zaniedbaliśmy się w ostatnim okresie bardzo. Przestaliśmy śledzić, co robi w dziedzinie innowacyjności świat. Efekty mamy czarno na białym: produktywność ścian ledwo przekracza 3 tys. t na dobę, a średnia roczna wydajność na jednego zatrudnionego 700 t. Te wahania od lat są niewielkie – zauważa Jacek Korski.
Prawdziwą zmorą kopalń są wciąż przestoje maszyn na głównych frontach robót.
Generujące największe straty postoje kombajnów na końcach ścian wynikają z technologii i stosowanej obudowy chodników przyścianowych. Co za tym idzie, duży jest udział pracy ręcznej. Tymczasem każde zatrzymanie kombajnu to jest już powód do poważnej interwencji. Okazuje się jednak, że w wielu polskich kopalniach wcale nie. Nasze maszyny górnicze nie odbiegają pod względem możliwości technicznych od światowej czołówki, rzecz w tym, żeby potrafić je maksymalnie wykorzystywać – mówi Korski i daje przykład Iranu.
– Kompleks ścianowy w Iranie skonstruowany na początku bieżącego stulecia w polskich fabrykach (Famur, Fazos, Ryfama), z hydraulicznym kombajnem ścianowym, potrafił w bardzo podobnych do polskich warunkach geologiczno-górniczych osiągać w 2014 r. średnio 7 tys. t węgla na dobę. W polskiej kopalni ta wielkość wydobycia wynosi 3 tys. t, a są to przecież te same urządzenia. Źródło sukcesu tkwi w technologiach górniczych i organizacji pracy oraz w sposobie prowadzenia robót – wyjaśnia dalej Jacek Korski.
Jego zdaniem w kopalniach prowadzone są doświadczenia z udziałem innowacyjnych rozwiązań, lecz nie ma woli i środków, by je implementować.
– Przyszłość polskiej energetyki zaczynam postrzegać w ciemnych kolorach. Nawet jeśli ten system ma być restrukturyzowany w jeszcze szybszym tempie niż zakładano kilka lat temu, to i tak polskie górnictwo zdoła zaspokoić jedynie niewielką część krajowego zapotrzebowania na węgiel – konkluduje. Kaj