Węgla nam zabraknie

a wokół nowych kopalń panuje cisza

 Jerzy Dudała
W 2022 roku może nam zabraknąć na krajowym rynku około 9 mln ton węgla. Z tego połowa stanowić będzie to, czego zabraknie w sektorze komunalno-bytowym. Natomiast druga połowa dotyczyć będzie energetyki zawodowej. Jednak jak dotąd potrafimy tylko likwidować moce wydobywcze, by wspomnieć choćby kopalnie Makoszowy czy Krupiński. Nowe kopalnie nie są budowane, a wokół zapowiadanych projektów górniczych od dawna panuje cisza. Krótkookresowo przy embargu na rosyjski węgiel alternatywą będzie drogi import z innych kierunków. Aby zabezpieczyć się długofalowo trzeba znacząco zwiększyć wydobycie węgla w kraju. To wiązałoby się z potrzebą odblokowania „zamrożonych” projektów górniczych.
Generalnie rzecz biorąc, na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat mówiło się o różnych projektach węglowych w Polsce.
Jednak żadne nowe kopalnie nie powstały.
Od lat w środowisku górniczym wskazywano, że brak u nas zielonego światła dla realizacji inwestycji w sektorze węglowym przez prywatnych inwestorów, również tych z zagranicy.
O przyszłości górnictwa będziemy rozmawiać podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego,
 Sytuacja deficytu węgla w Polsce jest absolutnie nadzwyczajna. Właściwie od okresu PRL-u dawno nie był nam tak potrzebny węgiel - zaznacza w rozmowie z portalem WNP.PL Jerzy Markowski, były wiceminister gospodarki. - W czasach PRL-u węgiel był niejako polskim pieniądzem i za niego kupowano wszystko. Natomiast teraz węgiel stał się trudno dostępny - dodaje Jerzy Markowski.
Zapowiadają się spore problemy z brakiem węgla. Chodzi tu również o małe przedsiębiorstwa, na przykład te prowadzące szklarnie, czy małe ciepłownie. Tam rosną obawy związane z przewidywanym niedoborem węgla kamiennego energetycznego.
Podaż węgla nie nadąża za popytem
W 2021 roku krajowe wydobycie węgla kamiennego wyniosło około 55 mln ton. Ponadto około 10 mln ton węgla trafiło do nas w ubiegłym roku z importu. Warto też przypomnieć, że w 2021 rok weszliśmy z około 5 mln ton zapasów węgla w górnictwie i energetyce. Natomiast w ten rok weszliśmy z zapasami minimalnymi. Obecnie podaż węgla nie nadąża za popytem. Surowca jest zbyt mało, a pozostaje on pożądanym towarem, zatem jego ceny są bardzo wysokie.
Teraz będzie wprowadzane embargo na rosyjski węgiel. W branży wskazują, że jeżeli Putin nie zablokuje tranzytu, to być może z Kazachstanu trafi do nas około 2 mln ton węgla. Zatem pozostaną nam jeszcze porty morskie. Przepustowość roczna portów to około 8 mln ton węgla. Jednak pierwszy kwartał tego roku już nam „uciekł”. A trzeba pamiętać, że przez porty morskie będzie też przechodziło całe mnóstwo innych towarów.
Zatem jeżeli przez porty na nasz rynek trafi około 4 mln ton węgla, a z Kazachstanu około 2 mln ton i doliczymy do tego 2 mln ton, jakie zostały już zaimportowane w trakcie pierwszego kwartału tego roku, to i tak się to wszystko nie spina. Zapowiadają się problemy z brakiem węgla. Coraz częściej zatem słychać o potrzebie zwiększenia wydobycia węgla w kraju. Tyle że nie da się tego zrobić z dnia na dzień.
Złoża węgla są, ale potrzeba inwestycji i czasu
Najłatwiej z górniczego punktu widzenia sięgnąć po złoża kopalń zlikwidowanych, a w których pozostały jeszcze zasoby węgla, sąsiadujące z czynnymi kopalniami.
Można tu wymienić przykład złoża kopalni Makoszowy, które można by udostępnić z czynnej kopalni Bielszowice - wskazuje Jerzy Markowski. - Tam do wyeksploatowania jest około 40 mln ton węgla. Najdalej w ciągu dwóch lat można by to uruchomić - dodaje.
Jednocześnie Jerzy Markowski wskazuje, że przy niewielkim wysiłku inwestycyjnym - przy nakładach oscylujących w granicach stu milionów złotych - można by dotrzeć do kolejnych 140 mln ton. I to węgla właśnie takiego, jaki jest obecnie najbardziej pożądany na rynku. Zatem węgla energetycznego o niskim, bo nie większym jak 7 proc. zanieczyszczeniu i do tego w warunkach niemetanowych. Trudno więc o wyższy komfort eksploatacji.
- Gdyby nie likwidowano u nas zbyt pochopnie kopalń węgla kamiennego - wystarczy tu wspomnieć o kopalniach Makoszowy czy Krupiński - to nie byłoby potrzeby sprowadzania węgla na przykład z Australii czy Kolumbii po nałożeniu embarga na węgiel rosyjski - podkreśla w rozmowie z portalem WNP.PL prof. dr hab. inż. Krystian Probierz, geolog górniczy.
- W dłuższym okresie wydobycie w kraju można będzie zwiększyć, jednak potrzebne będą inwestycje. No cóż, w trakcie ostatnich lat Unia naciskała na nas, żebyśmy redukowali wydobycie węgla. W trakcie realizowania polityki dekarbonizacji zmierzano do likwidacji polskiego górnictwa. A teraz są problemy. Embargo na rosyjski węgiel jest jak najbardziej potrzebne. Trzeba natomiast konsekwentnie zwiększać wydobycie w krajowych kopalniach - wskazuje prof. Probierz.
Natomiast Jerzy Markowski zwraca uwagę, że kolejny przykład obejmuje możliwość poszerzenia obszaru górniczego kopalni Bogdanka, co dałoby kolejne 3-4 mln ton węgla rocznie. To też potrwałoby zdaniem Markowskiego około dwóch lat.
- A kolejnym przykładem byłoby rozszerzenie obszaru górniczego kopalni Silesia w Czechowicach-Dziedzicach, należącej do Bumechu, o złoże Dankowice, gdzie w jednym pokładzie 405 można by mieć rocznie około 1,5 mln ton węgla - podkreśla Jerzy Markowski. - Gdyby była decyzja, to można by to zrealizować gdzieś w ciągu roku. Innym przykładem także dotyczącym sektora prywatnego jest zamiar eksploatacji złoża Brzezinka 3, gdzie inwestor posiada już koncesję, zresztą kontestowaną przez samorząd lokalny - przypomina Jerzy Markowski.
W przypadku projektu Brzezinka 3 już wcześniej podawano, że prace projektowe miałyby potrwać do 2025 roku. Natomiast budowa zakładu wydobywczego potrwałaby do 2029 roku i wtedy zostałaby wydobyta pierwsza tona surowca. Parametry projektu Brzezinka 3 są następujące: zasoby wydobywalne: około 26 mln ton; wydobycie: do 3 mln ton węgla rocznie. Projekt przewiduje zatrudnienie 900 osób bezpośrednio i 4-5 tys. w firmach okołogórniczych.
Wiele projektów trafiło do kosza
- Sporo zamieszania w dostępie do nowych złóż węgla wywołało stanowisko przedstawione w piśmie skierowanym do ministra środowiska, w którym minister rozwoju polecił wstrzymanie wydawania nowych koncesji na wydobycie węgla kamiennego, bowiem jego zdaniem miałoby to blokować dostęp do Funduszu Sprawiedliwej Transformacji - zaznacza Jerzy Markowski.
- Nic bardziej błędnego. Po pierwsze nie ma takiego funduszu. A po drugie nie ma w tej sprawie żadnych regulacji prawnych w UE oraz w Polsce. Natomiast pozostała błędna interpretacja ministra rozwoju oraz marszałka województwa śląskiego, którzy upowszechnili informację, że udzielanie koncesji na wydobycie nowych złóż uniemożliwi dostęp do środków unijnych. Obecne realia pokazują, że była to wyjątkowo szkodliwa dla Polski decyzja, którą należy sprostować - postuluje Jerzy Markowski.
Zdaniem Markowskiego trzeba także przypomnieć o złożu Złoczew w obszarze węgla brunatnego.
- Złoże Złoczew przedłużyłoby funkcjonowanie kopalni Bełchatów o ponad dwadzieścia lat - podkreśla Jerzy Markowski. - Natomiast tam na przeszkodzie stanęła również błędna kalkulacja wysokich kosztów do poniesienia z tytułu emisji CO2, które całkowicie zrujnowały prognozę ekonomiczną tego przedsięwzięcia. Jednak uważam, że Złoczew musi być uruchomiony, bo bez Złoczewa będziemy mieli o 22 proc. mocy zainstalowanej mniej w energetyce. A sławny Turów to „tylko” 8 proc. mocy zainstalowanej. Uruchomienie odkrywki Złoczew zajęłoby przynajmniej pięć lat, czyli zbiegłoby się ze sczerpaniem obecnie eksploatowanego złoża Szczerców. W Polsce ponosimy olbrzymie koszty totalnej niekompetencji i nadinterpretacji nieistniejących lub zapowiadanych regulacji prawnych - zauważa  Jerzy Markowski.
Całkowita cisza zapadła wokół różnych zapowiadanych przed laty węglowych projektów. Chociażby wokół projektu dotyczącego chęci wznowienia przez Fasing wydobycia węgla kamiennego w zamkniętej od 1999 roku kopalni Barbara-Chorzów. O takich chęciach Fasing informował już w 2014 roku. Wskazywano wówczas, że zajmie to około dwóch lat a kopalnia miałaby wydobywać około 1,5 mln ton węgla rocznie.
Mamy rok 2022 i wokół tego projektu panuje całkowita cisza. Podobnie jak na przykład przy projektach, jakie zapowiadała przed laty spółka Balamara Resources Limited. W 2017 roku informowała ona portal WNP.PL, że zamierza wybudować w Polsce cztery kopalnie węgla kamiennego. Wokół tych projektów także od dłuższego czasu panuje cisza.
Generalnie rzecz biorąc, na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat mówiło się o różnych projektach węglowych w Polsce. Jednak żadne nowe kopalnie nie powstały. Od lat w środowisku górniczym wskazywano, że brak jest zielonego światła dla realizacji inwestycji w sektorze węglowym przez prywatnych inwestorów, również tych z zagranicy.
Były wicepremier i minister gospodarki Janusz Steinhoff wskazywał wiele razy na to, że polski rząd powinien dać zielone światło prywatnym inwestorom, którzy chcieliby u nas za swoje pieniądze budować kopalnie węgla czy innych surowców.
Ceny węgla szaleją
A sytuacja jest poważna, zważywszy że w 2022 roku może nam zabraknąć na krajowym rynku około 9 mln ton węgla. Z tego połowa stanowić będzie to, czego zabraknie w sektorze komunalno-bytowym. Natomiast druga połowa dotyczyć będzie energetyki zawodowej. Czas szybko płynie a jakoś nie widać sposobu na zapełnienie tej luki.
Obecny czas powoduje wielkie turbulencje na rynku surowców. Postępująca inwazja Rosji na Ukrainę spowodowała ogromne zamieszanie ma międzynarodowym rynku węgla, czego efektem były wzrosty cen we wszystkich światowych terminalach węglowych do poziomów dotychczas nienotowanych. To jednak nie może dziwić, bowiem globalna podaż była znacznie ograniczona przed inwazją Rosji.
Od początku roku w obszarze Azji-Pacyfiku znajdowała się ona pod presją na skutek zakazu eksportu węgla z Indonezji oraz intensywnych opadów deszczu w Australii, co przełożyło się  na cały łańcuch dostaw. Natomiast zmiany ukierunkowane na całkowite odejście od rosyjskiego surowca w obszarze Atlantyku i próba zastąpienia go surowcem między innymi z Australii RPA czy Kolumbii, spowodował wzrost konkurencji i gorączkowe poszukiwanie alternatywnych dostaw.
Niepewność na rynku i brak alternatywy dla rosyjskich wolumenów powoduje, że ceny węgla poszybowały w górę. Taka sytuacja może skutkować intensyfikacją inwestycji górniczych w celu zwiększenia wydobycia - między innymi w Australii, Kolumbii czy USA.
Tej wysoce napiętej sytuacji na międzynarodowym rynku węgla sprzyjały także niskie zapasy w głównych światowych terminalach. W RPA w terminalu Richards Bay pod koniec marca 2022 roku znajdowały się one na poziomie poniżej 1 mln ton, wobec średniej rocznej wynoszącej około 1,1 mln ton podczas gdy zapasy w portach ARA spadły do poziomu najniższego od co najmniej 2014 roku, bowiem do 2,4 mln ton.
Indeksy cenowe w głównych światowych terminalach węglowych, czyli NEWC, ARA oraz RB w kolejnych tygodniach osiągały swoje historyczne maksima. Indeksy NEWC oraz RB najwyższej zostały wycenione w notowaniu z 11 marca 2022 roku, kiedy wyniosły odpowiednio 395,59 dolarów/t oraz 366,23 dolarów/t, podczas gdy europejski indeks DES ARA swój największy poziom, tj. 281,78 dolarów/t osiągnął 25 marca.
Jednocześnie ceny kontraktów forward na kolejny miesiąc również wzrosły do ponad 400 dolarów/t, przy czym kontrakty terminowe na drugi kwartał 2022 roku były notowane nieco poniżej tej wartości na poziomie 395 dolarów/t dla surowca wyższej jakości wynoszącej 6000 kcal/kg. Lepiej było nie likwidować kopalń, chociażby Makoszowy czy Krupiński i stawiać na surowce własne. Ale cóż, mądry Polak po szkodzie.
Czas pokaże, czy teraz będzie wola polityczna ku konsekwentnemu zwiększaniu wydobycia krajowego w dłuższym okresie czasu, która musiałaby też oznaczać zielone światło dla nowych projektów wydobywczych, czy też nadal będą przeważały głosy o konieczności dekarbonizacji i stawiania na odnawialne źródła energii. Trzeba też pamiętać, że dotąd przystawaliśmy na niekorzystne dla nas rozwiązania w zakresie energetyki, w tym na nieszczęsny pakiet Fit for 55. Uff, będzie ciężko jakoś to wszystko poukładać - w górnictwie i energetyce. Razem, bo to przecież system naczyń połączonych.