PILNIE PRZECZYTAJ
Dr inż. Jerzy Markowski
Polemiki polityków w trakcie, kończącej się na szczęście, kampanii wyborczej do parlamentu zupełnie omijają kwestie gospodarcze. Konkurenci polityczni zajęci są liczeniem uczestników manifestacji, wysuwaniem absurdalnych zarzutów o zdrady narodowe, czy zwyczajnym szukaniem na siebie tzw. haków. Nikt nie rozmawia o gospodarce, jak gdyby zakładając, że jakoś to będzie, więc nie ma co w te procesy ingerować, bo zawsze jakoś było. Rzecz jednak w tym, że procesy gospodarcze mają tę cechę, że psują się szybko, ale naprawia się je długo i kosztownie. Jedno jest wszakże pewne, koszty naprawiania zawsze ponosi społeczeństwo. Żeby nie wznosić się na wyżyny analizy procesów makroekonomicznych takich jak poziom długu publicznego, skutki inflacji, mechanizmy kreowania cen, proponuje zająć się górnictwem węgla brunatnego i kamiennego. Nie dlatego, że o tym najłatwiej mi pisać, ale przede wszystkim dlatego, że od sytuacji polskiego górnictwa węgla brunatnego i kamiennego zależy bardzo wiele, o czym politycy nie mają pojęcia, a społeczeństwo się nie spodziewa, bowiem tak naprawdę od początku ponad 30-letniego okresu przemian, stan polskiego górnictwa nie skomplikował skutecznie rzeczywistości gospodarczej Polski. Ale teraz może. I to bardzo.
Zatem w czym rzecz i gdzie zarzewie problemu. Zacznijmy od węgla brunatnego, którego rola dla stabilizacji dostatku energetycznego kraju stale rośnie na tyle poważnie, że dziś jest jedynym narzędziem zachowania suwerenności energetycznej państwa, w czym górnictwo węgla brunatnego ma większy udział niż bliższe Śląskowi górnictwo węgla kamiennego. Argumentacja takiej sentencji jest oczywista – po prostu nawet cały wydobywany na Śląsku i na Lubelszczyźnie węgiel można łatwo zastąpić importem z zagranicy, czego w przypadku węgla brunatnego zrobić się nie da! Niestety, nawet przy tak oczywistej roli węgla brunatnego dla suwerenności gospodarczej kraju, nikogo to nie interesuje, zaś zbliżający się dramatyczny deficyt tego surowca jest po prostu ignorowany! Krajowe wydobycie węgla brunatnego, które odpowiada za 34% produkcji energii elektrycznej od kilku lat rośnie, czym niestety przyspiesza swój koniec. Koniec ten wynika z całkowitego zaniechania udostępniania nowych, istniejących w Polsce, złóż węgla brunatnego. Liczby są nieubłagane i jednoznaczne w swojej wymowie, jeżeli czyta się je widząc w tle realny brak alternatywy energetycznej.
Wydobycie węgla brunatnego rośnie – w 2020 roku wyniosło 45 mln ton, w 2021 – 52, a w ubiegłym – 54,6. Dlaczego rośnie – bo jest potrzebne m. in. Wskutek spadającego wydobycia węgla kamiennego. Z 4 kopalń: „Sieniawa”, „Konin”, „Turów” i „Bełchatów” w bieżącym roku wydobywa jedynie „Bełchatów”, który bez „Złoczewa” zakończy wydobycie i produkcję 22% krajowej energii w roku 2033 oraz „Turów”, który daje 8% krajowej produkcji energii i zakończy wydobycie w roku 2044. I na tym koniec wydobycia węgla brunatnego w Polsce, które daje 34% energii elektrycznej.
W węglu kamiennym zasoby w obszarach koncesyjnych wynoszą 20,4 mld ton, jednak z tego na poziomach udostępnionych ponad 6 mld ton, zaś w trudnych do eksploatacji podpoziomach aż 9 mld ton. Dlaczego tak jest? Bo za mało jest inwestycji – charakterystyczne jest, że porównując wyniki z I półrocza lat 2022 i 2023 kiedy to górnictwo pławiło się w niespotykanych dotąd zyskach, będących wynikiem paniki na rynkach światowych węgla na skutek wojny w Ukrainie – na inwestycje w udostępnianie nowych pokładów jeszcze w roku 2022 wydano 50% nakładów, a już w I półroczu 2023 tylko 30%, a wydobycie miało rosnąć i dlatego spadało co roku o ok. 2 mln ton.
Na koniec tego roku nakłady na inwestycje będą relatywnie jeszcze mniejsze, bo maleją przychody kopalń za sprawą niższych cen węgla, wciąż obniżanej zdolności wydobywczej oraz skutecznej konkurencji węgla importowanego. O ile te składniki można zakwalifikować, chociaż nie do końca jako niezależne od samego górnictwa a bardziej zależne od polityki państwa wobec sektora, to jednak parametr kosztów wydobycia jest już po stronie sektora, a zwłaszcza wszechobecnej polityki. Dowód jest oczywisty. Porównując I półrocze roku ubiegłego i bieżącego, to pomimo mniejszego o 5 mln ton wydobycia, koszty wydobycia wzrosły o ponad 5 mld czyli o ok. 30% w czym decydujący udział ma składnik wynagrodzeń i świadczeń pracowniczych, który wzrósł z 6,1 mld w roku 2022 do 8,3 mld w roku 2023, pomimo znacznej tendencji spadku wydajności, która w ciągu 6 ostatnich miesięcy spadła o prawie 20%. Taki „wynik” jest wyłącznie efektem polityki zwłaszcza w okresie przedwyborczym.
Jest oczywistym, że sposobem na obronę pokiereszowanych relacji ekonomicznych jest poprawa efektywności ekonomicznej sektora, bowiem jedyne pieniądza na jakie może liczyć – i dobrze – górnictwo od państwa to środki na likwidację kopalń.
I tu stajemy przed problemem jak poprawić relacje ekonomiczne, skoro ceny węgla zmalały, wydobycie zmalało, wydajność zmalała, zatrudnienie wzrosło, koszty wzrosły, a rynek zbytu się kurczy za sprawą stale rosnącego importu węgla do Polski, który jeszcze w roku 2021 wynosił 9,7 mln ton, ale już w roku 2022 – 16,7 mln, a w tym roku, za 6 miesięcy przekroczył już 7,5 mln, co skutkuje między innymi konkurencją cenową węgla importowanego do polskiego, co widać na zwałach, czyli powierzchniowych magazynach węgla wydobytego, a nie sprzedanego, na których zalega prawie 4 mln ton węgla, czyli więcej niż miesięczne wydobycie całego polskiego górnictwa.
Najbardziej spektakularnym symbolem zapaści polskiego górnictwa jest – nie najlepsza ale najłatwiejsza górniczo polska kopalnia „Bogdanka”, która jeszcze w roku 2021 wydobywała prawie 10 mln ton, a w I półroczu bieżącego roku 3,2 mln ton, czyli do końca roku nie przekroczy 7 mln ton. Takie są skutki „transformacji gospodarczej” firmy, która z poważnej kopalni przekształca się w marzycielski kombinat z, mam nadzieję, uboczną działalnością urzędu stanu cywilnego.
Jak się zatem nie dziwić, że żadna partia w całej kampanii wyborczej nie przedstawiła żadnej realnej wizji dla górnictwa węgla brunatnego i kamiennego?
Śmiem twierdzić, że rządzący i opozycja nie znają prawdziwego obrazu górnictwa, ale muszą go znać ci – obojętne czy będą to ci sami czy inni, którzy po wyborach przejmą odpowiedzialność za kraj – no chyba, że niecierpliwie czekają aż górnictwo samo się zlikwiduje po przejściu restrukturyzacji, transformacji, dekarbonizacji do eutanazji – tyle tylko, że na to ostatnie nie ma zgody!
Ma jednak górnictwo węgla jedną olbrzymią zasługę dla zjednoczenia polskiej sceny politycznej – bowiem wszystkie partie go jednakowo nie rozumieją i wszystkie jednakowo nienawidzą. Śląskie górnictwo traktują jak gospodarczy balast a polityczny granat. Spokojnie Państwo politycy – ten granat już nie wybuchnie, bo dawno stracił zapalnik. A Polska się niedługo przekona co znaczy, przy naszym modelu energetyki, nie mieć własnych surowców energetycznych – dlatego mam obowiązek o tym pisać i mówić!