autor: TRz
na górnictwo płynęły z Wielkiej Brytanii
Niedawno minęło 20 lat od czasu, gdy Kopalnia Soli Wieliczka zaczęła oferować wspólny bilet na trasę podziemną i do Muzeum Żup Krakowskich. Tym samym skończył się konflikt, o którym pisały gazety, a o którego istocie nie miały pojęcia rzesze odwiedzających małopolską kopalnię.
Zaczęło się od tego, że pod koniec XX wieku ówczesny burmistrz Wieliczki poprzez znajomych doradców do spraw węgla kamiennego w Ministerstwie Przemysłu i Handlu, nawiązał kontakt z fundacją Know How Fund z Wielkiej Brytanii, działającą w brytyjskich sferach rządowych. Brytyjscy specjaliści w latach 1995-1996 odwiedzili wiele razy wielicką kopalnię i sformułowali wnioski, co do poprawy jej atrakcyjności.
Niektóre z tych wniosków były kompletnie nietrafione i mogły świadczyć, że ludzie ci nie mają kompletnego pojęcia o specyfice funkcjonowania podziemnych tras turystycznych w Polsce. Uznali np., że nazwa Kopalnia Soli odstrasza turystów i należy ją zastąpić innym, typu Podziemna przygoda czy Przygoda z białym zlotem. Na szczęści nikt tej rady nigdy nie posłuchał.
Innym nietrafionym pomysłem była konkluzja, że podziemne Muzeum Żup Krakowskich jest rzekomo nieodpowiednie dla wielu zwiedzających o zainteresowaniach ogólnych. Dyrekcja kopalni posłuchała tej wskazówki. Po zarejestrowaniu spółki wypowiedziana została umowa z muzeum.
Do tego czasu funkcjonował wspólny bilet, a kopalnia i muzeum dzieliły się zyskami. To ostatni otrzymywało 33 proc. wpływów, pod koniec już tylko 19 proc. Kopalnia uważała się za pokrzywdzoną argumentując, że bierze na siebie całą obsługę ruchu, a znajdujące się na końcu trasy muzeum tylko zgarnia swoją część zysków.
W efekcie od 20 stycznia 1997 r. w kopalni funkcjonowały dwie oddzielne kasy - jedna sprzedająca bilety tylko na podziemną trasę turystyczną za 16 zł 50 gr i druga, znajdująca się za budynkiem przechowalni bagażu, gdzie muzeum sprzedawało swoje bilety za 10 zł. Pierwszego dnia funkcjonowania takiego rozwiązania było jasne, że mało komu będzie się chciało kupić osobny bilet do podziemnego muzeum. Z 80 osób, które tamtego dnia zwiedziło kopalnię, tylko dwie osoby poszły do muzeum.
Naturalnie teraz możliwe było zwiedzenie tylko samego muzeum, bez przejścia trasą turystyczną. Wymagało to jednak zapłacenia dodatkowej opłaty za zjazd klatką szybową na III poziom kopalni, co było kosztowne.
Wprowadzenie osobnych biletów na trasę turystyczną i do kopalnianego muzeum spotkało się z żywym zainteresowaniem prasy. Zastanawiali się oni, jakie jeszcze kuriozalne pomysły brytyjskiej fundacji mogą zostać wprowadzone w podziemiach Wieliczki. Jeden z dziennikarzy Tygodnika Solidarność w 1997 r. pytał retorycznie o to, czy ktoś zaręczy, że w przyszłym podziemnym obszarze handlowym na trasie turystycznej nie powstanie np. agencja towarzyska. Taka teza na szczęście pozostała tylko w sferze absurdalnych dywagacji.
Z początkiem 2003 r., po 6 latach rozdziału, wrócono w Wieliczce do poprzedniej praktyki sprzedawania jednego biletu na trasę turystyczną i do Muzeum Żup Krakowskich. Po raz kolejny okazało się, że nie każdy pomysł płynący z zagranicy jest dobry dla polskiego górnictwa.